fanfiki tolkienowskie
Spis treści


[Komentarzy - 0] Drukuj Rozdział albo Utwór

- Rozmiar czcionki +
Słońce ledwo wstało, gdy piątka krasnoludów stanęła przed niewielkim domkiem na obrzeżach Ered Luin. Wszyscy gotowi byli do wyprawy i mocowali ostatnie pakunki do obszernych, końskich siodeł. Bracia z rana wybrali się do znajomego sprzedawcy silnych i przyzwyczajonych do trudów podróży kucy i wykupili od niego dwie średniej wielkości sztuki. Teraz konie parskały na siebie przyjaźnie i rozglądały się niepewnie węsząc, że czeka je daleka wyprawa.
Fili oswajał się jeszcze z siodłem, bo mimo że jeździł wystarczająco dobrze, by utrzymać się na koniu, a nawet rozwinąć nim większe prędkości, nigdy nie ufał tym zwierzętom i wolał czuć twardą ziemię pod stopami. Z Kilim było inaczej. Jeździł konno od zawsze i tak pokochał te zwierzęta, że gdy stara szkapa wuja, na której uczył się jeździć, zdechła ze starości, długo jej los ciążył mu na sercu. To było jednak, gdy Kili był jeszcze dzieckiem. Teraz, gdy wkroczył w wiek dojrzewania, łatwiej przychodziło mu przyjmowanie do wiadomości tego typu wydarzeń i poza szacunkiem dla pracy zwierzęcia, nie miał dla niego innych uczuć.
Fili z nieukrytym rozbawieniem obserwował brata, który zniecierpliwiony krążył powolne kółka wokół kompanii, rozglądając się bacznie na boki i co jakiś czas zatrzymując spojrzenie na linii horyzontu.
- Nie zapomnij spojrzeć ostatni raz na dom, nim wyruszymy - zawołał, kłusując w jego stronę.
Thorin przyjrzał się roześmianym siostrzeńcom i zamyślił się poważnie, rozważając ponownie wszystkie za i przeciw. Z tej odległości wyglądali jeszcze jak dzieci, które gotują się do zabawy w lesie, a nie niebezpiecznej pod wieloma względami drogi. Jedynym, co uspokajało go w tym momencie, były ich umiejętności posługiwania się orężem, które zawsze niezmordowanie z nim ćwiczyli, potrafiąc podnosić się nawet po najcięższych ciosach, które spadały na nich z ręki króla.
Thorin wciąż pamiętał dzień, w którym na Belegost napadły gobliny z pobliskich jaskiń. Obślizgła plaga oblazła całą wioskę w jednym momencie i wielu górników zginęło tamtego dnia. Gdy tylko Thorin dowiedział się o niebezpieczeństwie, wsiadł na konia i pognał w stronę domu. Jakie było jego zdziwienie, gdy odnalazł jeszcze dziecinnych braci wśród odpierającej atak grupy zaawansowanych wiekiem krasnoludów. Kili strzelający z łuku i Fili, pilnujący zawsze, by żaden przeciwnik nie dostał się do jego brata. Gobliny zostały odparte i wyrżnięte do ostatniego, a Thorina rozpierała duma, gdy patrzył na ubrudzonych cuchnącą krwią braci.
Wspomniane wydarzenia wzbudziły teraz nawet uśmiech, majaczący gdzieś w brodzie krasnoluda. Schwycił on mocno wodze i dał znak do wyjazdu. Twarze braci stężały. W tej samej niemal chwili odwrócili się w stronę swojej niedużej chatki i wstrzymali jeszcze chwilę konie, nim wymieniając się pokrzepiającym spojrzeniem, ruszyli za wujem na końcu kolumny.
"Dom zostawmy za sobą, przed nami cały świat", Fili uśmiechnął się do siebie, klepiąc swoją klacz po szyi.
Podróż zaczęła się dla krasnoludów pomyślnie. Słońce często przeświecało przez niezwiastujące deszczu chmury, a wiatr nie był tak mroźny, jak to czasem bywa w tych stronach. Thorin jednak nie tracił czujności. Wiedział, że te okolice są jeszcze bezpieczne i ważył wciąż ryzyko, czyhające na nich poza granicami Ered Luin. Poza tym był markotny z przymusu kierowania się w kierunku rzeki Lhûn. Mosty, którymi musieli bowiem ją przebyć należały do elfów z Szarej Przystani, a Thorin wyjątkowo nie ufał tym istotom. Budziły w nim jakąś wewnętrzną melancholię swoimi smutnymi twarzami.
Szara Przystań bowiem oznaczała dla elfów podróż do cudownego świata, w którym mogli żyć bez groźby śmierci, jednak z jakiś powodów każda istota decydująca się na wykorzystanie tego biletu w jedną stronę, żegnała Śródziemie z ciężkim sercem. Thorin nie chciał się nad tym wiele zastanawiać, jednak kiedyś doszedł do wniosku, że mu także byłoby żal opuszczać wszystkie doliny i pagórki, do których przywykł. Serce w nim zamierało, gdy wyobrażał sobie pożegnanie widoku szczytów Gór Błękitnych... i innych pasm górskich.
Zarówno Kili jak i Fili byli zachwyceni nowymi widokami, jakie się im objawiły jeszcze podczas podróży przez kraj kopalń i hut rzemieślniczych. Nigdy nie podróżowali dalej niż za dolinę Thrama, a i tam byli zaledwie dwa razy w życiu, gdy wuj pozwolił im się odprowadzić lub udało im się wybrać z towarami płynącymi wgłąb szlaków górskich. Thorin zresztą nie lubił kiedy opuszczali rodzinne miasteczko, gdy nie było go w pobliżu. Zawsze tłumaczył im, że ich miejsce jest w kopalni i właśnie z pracy w niej powinni czerpać satysfakcję. Na nic jednak takie słowa Kili'emu, który szukał zaczepki, gdzie tylko mógł. Kochał być w ruchu, więc częściej trudnił się łowiectwem, niż rzemieślnictwem, co zapewniało mu właśnie podróże poza miasteczka i pozorne poczucie wolności. Leżąc w gospodach po drodze, bracia cicho przyznawali się sobie, że nie mogą się już doczekać sypiania pod gołym niebem, w hałasie ciemnych, nieodgadnionych lasów.
Drugi dzień podróży miał się ku końcowi, gdy krasnoludy zatrzymały się w gospodzie Pod Sękatą Wierzbą. Słońce zaszło parę kwadransów temu, a ręce podróżników niemal przymarzły do końskich wodzy, przeszywane wiatrem. Cała piątka z zadowoleniem weszła do karczmy i zakwaterowawszy się w trzech pokojach, dołączyła do towarzystwa wesoło popijającego najlepsze trunki po tej stronie Ered Luin.
- Czy mnie oczy mylą? Toż to Thorin Dębowa Tarcza! - dało się słyszeć od jednego ze stołów. Krasnolud odwrócił się i ujrzał Yazerana, swego leciwego druha i wieloletniego przyjaciela rodziny. Fili i Kili także go znali. Paręnaście lat temu mieszkał on w Belegost i opiekował się nimi pod nieobecność Thorina, jednak obowiązki i duch wędrowca odezwały się w nim i był on zmuszony szukać szczęścia na południu, zapuszczając się nawet poza Eriador. Najwyraźniej powrócił do Gór Błękitnych dość dawno, bo brzuch urósł mu znacznie, a sam krasnolud wyglądał po prostu jak leciwy, najedzony górnik, napojony kilkoma kuflami miodu, dającymi się już we znaki.
Zaraz cała kompania zebrała się wokół stołu i zaczęli gawędzić o minionych czasach, przygodach i swoich zamiarach. Bracia wpatrywali się w starszych towarzyszy, zauroczeni ich słowami, przynoszącymi na myśl odległe, zielone krainy i patrzyli, jak ci powoli upijają się miodem, snując coraz to donioślejsze opowieści. W końcu Fili odprowadził wuja do jego sypialni i sprawdził, czy pozostali towarzysze trafili do swoich łóżek.
Kili siedział na dole, dokańczając piwo i myśląc o przygodzie, jaka ich czeka. Pociągnął ostatni łyk i już miał dołączyć do wuja, odpływającego w królestwo snów, gdy obok niego usiadł Yazeran.
- Dawno cię nie widziałem chłopcze. Byłeś taki - tutaj krasnolud wskazał dłonią niegdysiejszy wzrost Kili'ego - kiedy opuszczałem Ered Luin. Pamiętam te wasze treningi z Thorinem. Bardziej wyglądało to jak linczowanie, niż pojedynek, ale dzielny byłeś - tu krasnolud zaśmiał się głośno i pociągnął z kufla, rozlewając większą część trunku na swoją długą, czarną brodę.
Kili uśmiechnął się lekko do tych wspomnień. Pomyślał, że tak właśnie zawsze musiało wyglądać to z daleka. Wiedział, że jak na krasnoluda był dość drobny, dzięki czemu szybszy, jednak nie obdarzony taką siłą... przebicia. Jak mógł równać się ze swoim wujem, który (był tego przekonany!) mógłby zatrzymać w uścisku pędzącego tura?
- Ciągle widzę bawisz się elfickimi sposobami - Yazeran schwycił łuk, przypięty do pleców Kili'ego i obejrzał go niechętnie, a po chwili puścił zupełnie, wpatrując się w krasnoluda z palącym politowaniem. - Sądziłem, że z wiekiem dobędziesz porządnej broni. Topora. Ale wciąż jeszcze najwyraźniej nie zmężniałeś wystarczająco - stary krasnolud pokręcił głowa i zdawał się stracić zainteresowanie.
Kili zacisnął dłonie, spuszczając pokornie oczy. Cieszył się, że wuja nie było w pobliżu, bo spaliłby się ze wstydu już zupełnie. Zdawał sobie co prawda sprawę z tego, że zarówno Thorin jak i inni członkowie jego rodziny, woleliby by używał czegoś bardziej męskiego. Krasnoludy słynęły z tego, że nie bały się walki, a najlepiej czuły się w jej centrum. Zwykle wpadały na wrogów, rozbijając ich szeregi potężnymi uderzeniami toporów. Zbryzgani krwią i obici zderzeniami z przeciwnikiem, wykrzykiwali głośne przekleństwa, miażdżąc ich i tnąc, co do ostatniego.
Kili nijak miał się do nich. Wszystko załatwiał z odległości, można by powiedzieć... bardziej subtelnie. Oczywiście, że umiał posługiwać się toporem i mieczem, jednak widział w łuku wiele zalet, których inni zdawali się nie zauważać. Kiedyś nawet próbował toczyć o tym dysputy, jednak szybko się zniechęcił. Starsze krasnoludy zawsze uważały to za jego dziecinny kaprys i wynaturzenie. Kili postanowił jednak kiedyś dowieść, że nawet z łukiem krasnolud może siać postrach wśród wrogów.
- Proszę nie być dla niego takim surowym. Kili to urodzony zabójca. Strzela z łuku jak niejeden elf - Fili zszedł ze schodów z grzecznym uśmiechem, majaczącym w jego jasnej brodzie. Oparł dłoń na ramieniu brata, dodając mu tym otuchy.
- A no właśnie. Elf! Powiedzmy sobie szczerze, nigdy nie będzie tak dobrym zabójcą jak ty, dziecko. Lew bitewny, tak kiedyś będą na ciebie mówić - Yazeran od zawsze darzył starszego brata sympatią. Chętnie spędzał z nim popołudnia na ćwiczeniach i pojedynkach, podczas kiedy Kili tylko przyglądał się wszystkiemu z boku. Stary krasnolud był pełen podziwu dla ilości broni, jaką Fili umiał się posługiwać. Najbardziej chyba lubił, gdy łapał on za dwa miecze wykute w iście barbarzyńskim stylu. Zawsze, gdy starszy brat ich dobywał, w Yazeranie wrzała krew i rosło serce na widok dzielnego, bezwzględnego wojownika. Nazywał go taranem lub lwem, przez sylwetkę i ciężkie ruchy Fili'ego, zmuszające każdego przeciwnika do ulegnięcia mu.
Kili raczej nie przejmował się brakiem uwagi ze strony krasnoluda, ponieważ nigdy nie zapałał należytym szacunkiem do przyjaciela rodziny. Nie zmieniało to faktu, iż słowa wypowiedziane w ten sposób tym razem zrobiły na nim wrażenie. Niegdyś unikał konfrontacji ze starszym wiekiem i wyższym rangą opiekunem i wybywał jak najdalej, podczas jego wizyt w ich domu, jednak tego wieczoru może przez piwo, uderzające mu do głowy, może przez przekonanie, że skoro wyrusza na spotkanie z przygodą, dorósł na tyle, by być traktowanym poważnie, zapałał nienawiścią do Yazerana i zeskoczył ze stołka, chwytając pusty kufel i wymierzając nim celne uderzenie w jego lewą skroń. Krasnolud przez i tak już spore problemy z równowagą, stoczył się ze stołka i uszkodziłby pewnie sobie głowę bardziej, gdyby nie Fili, który schwycił go w ostatniej chwili i upadł wraz z nim.
- Żadnych bójek w mojej gospodzie! - Kili został schwycony przez właściciela i jego syna i w trybie natychmiastowym wyrzucony na dwór. Obił się nieco o zmarzniętą ziemię i chciał wracać, by przyłożyć także synowi gospodarza, jednak mroźny wiatr wkrótce poskromił wrzącą w nim krew. Kili usiadł pod płotem gospody i ukrył głowę w kolanach, tarmosząc się za włosy. Kiedyś los ukarze go za jego popędliwość, o czym doskonale wiedział. Zawsze robił rzeczy impulsywnie i to mu tak strasznie w sobie przeszkadzało, zwłaszcza gdy w pobliżu znajdował się Thorin, spoglądający na siostrzeńca z politowaniem, właściwym ojcu w stosunku do jeszcze małego dziecka. Starał się ze sobą walczyć i teraz tłumaczył się tylko swoim honorem i piwem, którego dość sporo wypił.
- No ładnie, ale z ciebie awanturnik. Sprać tak starego Yazerana - Fili ze śmiechem usiadł obok brata i wyciągnął swoją fajkę. Za tę uwagę dostał co prawda porządnego kuksańca w bok, jednak ledwie poczuł go przez ściśle opasające go skóry. Po chwili milczenia przekazał Kili'emu fajkę. Oboje tkwili pod płotem jeszcze długo, patrząc w gwiazdy i pykając co jakiś czas dymkowe kółka, unoszące się wysoko ponad gospodę.
- To będzie krótka wyprawa, nie zdążę się nią nacieszyć.
- Kto wie, Kili, kto wie?

Gdy tylko kury na podwórku zaczęły gdakać nieznośnie i skakać na siebie z ptasią furią, bracia wyszli z gospody i skierowali się do stajni, by zaprzęgnąć konie. Sakwy zostały wypełnione zapasami na długi czas, tego wieczora bowiem, kompania miała przekroczyć granice Ered Luin i skierować się w stronę wzgórz Evendium, nie należących już do królestwa krasnoludów. Kili wyprowadził pierwszą parę kucy i przywiązał je do parkanu obok wyjścia z gospody. Gdy już chciał zawrócić po pozostałe sztuki, w drzwiach pokazał się Thorin, wpatrzony w siostrzeńca żelaznym spojrzeniem. Krasnolud nie był w stanie ruszyć się z miejsca. Wzrok wuja wbił go w ziemię i trzymał w bezruchu, kiedy Thorin zbliżał się do niego. Zanim król otworzył usta, Kili zdołał na szczęście spuścić wzrok, co jako jedyne powstrzymało go od trzęsienia się z hańby, którą sam się okrył.
- Najadłem się przez ciebie wstydu. Czy tak właśnie pokazujesz jak bardzo dojrzałeś do tej wędrówki? Bijąc i obrażając swoich zacnych opiekunów? Czy tak cię wychowałem?
- Nie, wuju - młodzieniec pokręcił głową i zacisnął dłonie w pięści.
- Patrz na mnie, gdy do ciebie mówię. Najchętniej wysłałbym cię teraz do domu - Thorin wymierzył palcem w siostrzeńca. - Ale nie pozwolę, żeby humorzasty dzieciak opóźnił wyprawę. Nie myśl jednak, że zostaniesz zupełnie bezkarny. Zrób jeszcze coś nieodpowiedniego...
- To się już nie powtórzy. Nigdy cię nie zawiodę - Kili zebrał w sobie całą siłę, jaka przy jego wuju bladła i kruszyła się i uniósł wzrok, wciąż tkwiąc w pokornej, uniżonej pozie, z opuszczonymi ramionami i głową pochyloną z szacunkiem.
Thorin wyprostował się jak struna, jednak zaraz jego sylwetka rozprężyła się, a on sam westchnął potężnie i ruszył w kierunku swojego kucyka. Kili nie poruszył się ani o krok, aż do momentu, w którym Fili podał mu wodze. Najmłodszy z kompanii - miał wrażenie, że przez całą podróż wszyscy będą postrzegali go tylko przez pryzmat doświadczenia życiowego, którego nie zdążył jeszcze nabrać. Pogłaskał swojego kuca po pysku i po chwili wsiadł na niego, doganiając wkrótce grupę i zamykając pochód. Nie śmiał już spojrzeć na wuja, a szkoda, bo może zobaczyłby jak ten co jakiś czas odwraca się i spogląda na siostrzeńca nie tylko z zimną dumą i surowością, ale także troską.
Notatka koñcowa:
Opowiadanie umieszczane jest tak??e pod adresem:
http://druzyna-debowej-tarczy.blogspot.com/
Musisz zaloguj siÄ? (zarejestruj siÄ?) by skomentować.