Dru??yna DÄ?bowej Tarczy, czyli trzy ksiÄ?gi opowie??ci krasnoludzkich autor: Swiniareczka
Streszczenie: KsiÄ?ga pierwsza: historia o przyczajonym zab??jcy.
Historia ta opowiada o Kilim z rodu Durina, wyruszajÄ?cym na pierwszÄ? w jego ??yciu wyprawÄ?. Tre??Ä? jest podzielona na rozdzia??y i bÄ?dzie dodawana (w miarÄ? mo??liwo??ci) raz w tygodniu.
Kategorie: Eriador (opr??cz Shire)
Postacie: Kompania Thorina, Krasnoludowie
Gatunek: Akcja, Historia
Ostrze??enia: Brak
Serie: Brak
Rozdziały: 3 Zakończone: Nie Słów: 7730 Przeczytano: 12283 razy Opublikowano: 2013-01-09 Aktualizacja: 2013-12-19
Notatka do opowiadania:
Zakochana w czynach, kt??re wzywajÄ? emocje z uwiÄ?zi i pokazujÄ? mi??o??Ä?, przyja????, wierno??Ä? i honor.

1. 1. Pewnego dnia w Ered Luin autor: Swiniareczka

2. 2. Niepokorny mÄ?ciwoda autor: Swiniareczka

3. 3. Wie??ci ze wschodu autor: Swiniareczka

1. Pewnego dnia w Ered Luin autor: Swiniareczka
Dzień w Ered Luin miał się już ku końcowi, gdy szychty w kopalniach zmieniały się. Mimo nieprzychylnych warunków pogodowych panujących w tutejszej krainie, jej mieszkańcy za nic mięli chłodny wiatr, znoszący na nich śniegi ze wzgórz. Zbliżał się koniec wiosny, rozpoczynający roztopy u podnóża Gór Błękitnych, więc nawet tutaj słońce wychyliło się zza ciężkich chmur i oświetlało ostatnimi promieniami przygasłe od mroków kopalni oczy krasnoludzkich górników, opuszczających tunele, ciągnące się gładkimi chodnikami, wijącymi się wgłąb góry w nieskończoność.
Krasnoludy nie są z reguły duszami towarzystwa, a w wyjątkowo podły nastrój wpędza je już na pewno słońce, podczas kiedy kończą pracę przed zmrokiem. Humor ich poprawia się głównie wieczorami, gdy zasiadają na ławach gęsto zaludnionych karczem, by całą noc niemalże (na pewno większą jej część) spędzić na obżeraniu się soczystymi pieczeniami i chłeptaniu miodu z ogromnych (jak na krasnoludzkie standardy) kufli. Opowiadają wtedy najróżniejsze legendy i świńskie historyjki, których tu nie przytoczę, z braku czasu lub ze zwykłej, ludzkiej przyzwoitości.
Nie wszystkie krasnoludy oczywiście są identyczne, chociaż większość nie odbiega od normy, o której elfy zapytane wyrażają się z typową swojej rasie niechęcią. Do tych nielicznych i często zaskakujących swoim zachowaniem krasnoludów należał właśnie jeden z bohaterów naszej opowieści - Fili z rodu Durina, wielkiego władcy krasnoludów, który niegdyś zapracował na dobrą reputację i szacunek dla nich. Nie był on jednak, jakby mogło się wydawać, dumnym i zadufanym w historii swych pradziadów osobnikiem, więc gromada, w której żył traktowała go jak przeciętnego krasnoluda, młodego jeszcze podlotka, którego broda dopiero zaczęła gęstnieć i wić się w długi strumień. Bo musicie wiedzieć, że skończył on całkiem niedawno lat pięćdziesiąt, co u krasnoludów, które potrafią dożyć niemal trzech setek lat, oznacza wiek nastoletni. Można by rzec, że Fili nie odbiegał wiele charakterem od innych młodych krasnoludów, które dopiero zaczynają pochmurnieć i narzekać na puste brzuchy po zakończeniu pracy. Ale nie był on zupełnie zwyczajny, o czym świadczył uśmiech, żegnający ostatnie promienie słoneczne, kiedy opuścił wreszcie kopalnie niedaleko Belegost. Osłaniając się w pierwszej chwili ramieniem, szedł dziarskim krokiem w stronę niedużej chatki na końcu wioski. Wielki kilof zarzucił sobie na ramię, a rękę której teraz dzięki światłu przyjrzał się dokładnie, wytarł o rąbek tuniki roboczej.
Zwykle nie spieszył się on do domu, krocząc ochoczo między ledwo zauważalnymi skrawkami trawy, kiełkującej już mimo mrozów. Jednak dzisiaj, stając na niedużym wzniesieniu, od którego do chatki dzieliło go piętnaście minut jego niespiesznym krokiem, widok który zastał obudził serce w jego piersi tak, że zabiło ono dwakroć mocniej niż zwykle. Pewniej chwycił swój kilof i puścił się niezdarnym, krasnoludzkim biegiem w stronę swojego podwórka, nie spuszczając z oczu potężnego kuca swojego wuja.
Musicie bowiem wiedzieć, że krasnoludy nie są zbyt zwinne, a już na pewno nie są urodzonymi biegaczami. Natura obdarzyła ich przecież krótkimi kończynami, które może nie sprawdzały się na dużych odległościach, jednak pomagały bardzo temu gatunkowi poruszać się w niskich korytarzach kopalń. Co złośliwsi mówili jednak, że krasnoludy potrafią rozwijać większe prędkości, kiedy są do tego zmuszone, gnane strachem lub złością i adrenaliną.
Jak już wspomniałam, Fili był młody, więc z pewnością jego susy i tak zaskoczyły nie jednego sąsiada, który nie spodziewał się takiego wigoru po którymkolwiek z przedstawicieli swojego gatunku o tej porze, w normalny dzień roboczy. Wszystko jednak stawało się dla nich jasne, gdy ich wzrok padał na czarnego konia uwiązanego u płotu śmiesznie małego skrawka ziemi, na którym stała miniaturowa chatka. Z ciekawością przyglądali się także dłużej oknom tego niewielkiego domku, jednak po chwili wracali do przerwanych zajęć, którymi zwykły być jedzenie lub picie.
No ale wróćmy do Fili'ego, który rzucił u progu podwórka kilof i wpadł do domu zdyszany swoim szaleńczym tempem. Jego obecność przywołała dwie pary poważnych oczu, tak zupełnie różnych od jego własnych, wiecznie zaczepnych, zupełnie nie po krasnoludzkiemu błyszczących i serdecznych. Thorin - wuj Fili'ego zdaje się dopiero przyjechał, bo jego buty były wciąż zabrudzone mokrym błotem, a na jego ramionach spoczywał wędrowny płaszcz.
- Biegłeś tutaj? - twarz młodszego brata Fili'ego rozjaśniła się nagle, odgarniając poważny ton z jego twarzy. Kili był zaledwie pięć lat młodszy i stanowczo nie tak rozważny i spokojny jak jego brat. Oboje co prawda nie uchodzili za wystarczająco gburowatych i opanowanych jak na krasnoludów, jednak gdyby porównywać ich tylko ze sobą, Kili byłby spienioną wodą, a Fili suchym piaskiem leżącym leniwie na brzegu. Poza tym jego twarz, na której broda zaczęła ledwo kiełkować, była uznawana za szczególnie urodziwą (jak na krasnoludzkie standardy), przez co raz nawet zwrócił on uwagę jednej z elfickich księżniczek, o czym nie pora teraz jeszcze opowiadać. Mimo wiecznie czujnych i zatroskanych oczu, Kili zawsze miał w sobie chęć do nowych psot i wynalazków, przez co zmieniał swój fach już stanowczo zbyt dużo razy jak na krasnoluda. Nie był jednak przez to szczególnie potępiany. Krasnoludy nie dbały o plotki, nie były też wścibskie jak hobbici na przykład. Trzymały się własnych interesów i to w szerokim pojęciu tego słowa, gdyż nie obchodziły ich problemy sąsiadów, póki nie dotyczyły one również ich. Krasnoludy były też niezwykle łakome na złoto. Właśnie ta miłość wpędziła je kiedyś w kopalnie i zatrzymała tam już na zawsze, mimo wielu nieudogodnień, jakie musiały znosić.
- Jak tylko zobaczyłem kuca wuja - Fili nie spuszczał wzroku z Thorina, zwanego Dębową Tarczą. Jeśli był ktoś, kto budził szacunek i bezsprzeczny podziw tego nad wyraz lekkodusznego krasnoluda, był nim z pewnością właśnie on.
Potężny i nie już tak młody Thorin obdarzony był nietypową nawet dla jego rodziny dumą, która emanowała z jego osoby z tak nieodpartą siłą, że nawet elfy, chociaż raczej spoglądały na krasnoludy lekceważącym okiem, wobec niego nie mogli pozostać obojętni. Wszyscy szanowali go nie tylko z powodu jego pochodzenia, ale także przez pracowitość, upór i rozważne sądy. Nikt co prawda jeszcze wtedy nie wiedział wokół jakich obszarów Śródziemia skupione są myśli Thorina i jego wszelkie nadzieje, jednak nawet ta historia nie opowiada o tych zaciemnionych zakamarkach jego świadomości.
Thorin ucieszył się na widok kuzynów, o czym świadczyło nieco bardziej rozluźnione czoło wuja teraz stosunkowo gładkie.
- Co cię tu sprowadza, wujku? - Fili z radością chwycił opiekuna za ramię i razem wkroczyli do niedużej jadalni o tak niskim sklepieniu, że nawet Thorin, który był przecież krasnoludem tylko trochę przekraczając typowy krasnoludzki wzrost, niemal zahaczył głową o próg.
- Jak było na wyprawie? - Kili usiadł zadowolony na jednym z krzeseł przy okrągłym stole i wpatrzył się w wuja z przytłaczającą nawet krasnoludzkiego króla czcią. Tak jak już mówiłam, był on bardziej gwałtowny w swoich uczuciach od swojego brata, więc gdy tylko Thorin zjawiał się w Ered Luin, młody krasnolud doznawał istnego katharsis, słuchając o jego przygodach i miejscach, które widział, ludziach, elfach, goblinach, orkach, trollach, czarnoksiężnikach i wielu innych stworzeniach, które poznał, spotkał, a czasem zgładził. Bo mimo że Kili'emu nie zdarzyło się opuścić swojego miasteczka górniczego, tkwiło w nim serce podróżnika i chociaż nigdy nie zwrócił się do wuja z prośbą o zabranie go ze sobą, potajemnie zawsze miał na to nadzieję, gdy Thorin zjawiał się niespodziewanie na swoim potężnym kucu i zabawiał ich swoimi opowieściami. Wkrótce miał się dowiedzieć, że jego sny spełnią się. Nim jednak to się stało Thorin zażądał strawy, ściągnął z siebie podróżny płaszcz i usadowił się na krześle, na którym zwykł siadywać w takich momentach. Kili zaraz podał mu miód, zakupiony w karczmie rano, a Fili zajął się przygotowaniem kolacji, która prawdę mówiąc przypomniała mu o własnym głodzie.
Wkrótce na stole stanął półmisek z soczystą wieprzowiną, dwa bochny chleba i więcej miodu pitnego. Krasnoludy zgromadziły się przy stole i zajęły wypełnianiem swoich brzuchów, przykładając się do tego zadania jak to zwykle bywało. Minęły dobre dwa kwadranse nim powróciły do swojej rozmowy, wciąż popijając z kufli i grzejąc się przy kominku.
- Wujku, opowiedz, gdzie byłeś tym razem - Kili przystawił swoje krzesło bliżej Thorina, siedzącego teraz w szerokim fotelu tuż przy kominku. Schwycił oburącz oparcie krzesła i tak intensywnie począł wpatrywać się w opiekuna, że Thorin porzucił historię o celu swojego przybycia do Ered Luin i postanowił w skrócie napomknąć o tym, gdzie był i jakie przygody go spotkały.
Opowiedział więc o swojej wyprawie do Harlindon wraz z towarami dla elfich wojowników, walczących z tamtejszymi plemionami podziemnych orków. Od czasów zamierzchłych Lindon było wolne od tego typu plugawych stworzeń, jednak najwyraźniej tkwiły one jedynie w ziemi wzrastając w siłę i czekając na odpowiedni moment, by pokazać swą obecność. Thorin musiał naturalnie upewnić się, czy elfy sowicie zapłacą za dostarczone im zbroje, wykonane fachowo czarodziejskimi pod tym względem rękami krasnoludów. Opowiedział o tym, jak część towaru omal nie przepadła podczas przeprawiania się przez przełęcz i o boju, który musiał stoczyć wpadając w zasadzkę orków. Z niesmakiem wspomniał o tym, jak elfy przybyły wtedy w porę i wyratowały jego kompanię z opresji. Pozostał wtedy na kilka dni w Harlindon, by zgromadzić siły i uzupełnić zapasy. I całe szczęście bo czwartego dnia do miasteczka przybył Dwalin, jego krewny i zaufany przyjaciel, który przekazał mu niepokojące wieści z miasta Fornost, które leżało na wschodnim szlaku górskim. Mieszkał tam brat Dwalina - Balin, który donosił o klątwie, jaka spadła na niegdyś urodzajną krainę i prosił Thorina o pomoc w rozprawieniu się ze złem, które wkroczyło w tamte góry i nękało porządnych i i tak już niedawno udręczonych nazgulskimi najazdami ludzi. Thorin co prawda nie obiecał niczego, ale zgodził się wybrać w podróż do Fornostu.
- Więc przybyłem tutaj.
Serce w Kilim zabiło mocniej, gdy w jego głowie wykiełkowała myśl o celu przyjazdu wuja. Nie wytrzymał długo, więc już w kilka sekund po końcu opowieści poderwał się z krzesła, omal go nie wywracając i zacisnął potężne pięści.
- Czy to oznacza, że zabierzesz nas na wschód? - wypalił z nadzieją dyndającą u zdania niczym długa krasnoludzka broda.
- Wciąż się nad tym zastanawiam - Thorin pokręcił głową. - Zamierzałem co prawda jedynie zbadać tamtejsze tereny i porozumieć się z Balinem, jednak nigdy nie wiadomo co może nas tam zastać. Nie wiem, czy powinienem was narażać. Jesteście wciąż dziećmi.
Cel był tak blisko, Kili czuł go wyraźnie i nie mógł teraz, gdy już go schwycił, tak po prostu wypuścić go nie wiadomo na jak długo. Schwycił się za niemal bezwłosy podbródek i przeklął w myślach swój zupełnie nie krasnoludzki wygląd, który mógłby chociaż trochę przekonać wuja do zabrania ich ze sobą. Kili poczuł ciężką dłoń brata, która spadła na jego ramię. Obejrzał się na niego swoim udręczonym wzrokiem. Fili wystąpił naprzód i uśmiechnął się lekko.
- Chyba najwyższa pora, byśmy zobaczyli trochę świata. Skoro mają to być jedynie zwiady - wziął od Thorina mapę, którą ten po namyśle wyciągnął zza pazuchy. Fili podszedł do stołu z Kilim, który niemal deptał po jego piętach. Rozłożył ją na stole, przesuwając wcześniej brudne naczynia. Jego oczom ukazało się Ered Luin, później Szara Przystań, Harlindon o którym wspominał wuj. Fili zmarszczył brwi i przesunął grubym paluchem na wschód, szukając miejsca przeznaczenia ich podróży.
- Jest tutaj! - Kili wymierzył w górski szlak znacznie dalej od domu, niż próbował znaleźć go Fili. Co prawda Fornost nie znajdował się nawet w połowie odległości, jaką w przyszłych przygodach miał on pokonać wraz z bratem i całą drużyną krasnoludów, czarodziejem oraz nawet hobbitem, jednak w tamtym czasie Fili nie słyszał wiele o hobbitach, a już na pewno ciężko było mu wyobrazić sobie miejsce tak daleko od domu. Kili za to odebrał to zupełnie inaczej. Podniecenie w nim rosło z każdą chwilą i powoli pożerał oczyma krainy, które przyjdzie im przejść podczas tej przygody.
- Powiadomiłem już Gloina i Oina. Powinni przybyć tu lada chwila - Thorin podszedł z wolna do braci, przyglądając się wciąż z wahaniem Kili'emu i ważąc ryzyko. - Wtedy pokażę wam szlak, którym planuję ruszyć.
Ledwo zdążył to powiedzieć, a ktoś zaczął dobijać się do drzwi małego domku. Fili ocknął się już nieco ze zdziwienia i z uśmiechem, zwiastującym jego wyborowy wręcz humor i zapał do przygody, ruszył by otworzyć odrzwia. Przed nim stanęły dwa krasnoludy, jeden siwy zupełnie, drugi z piękną czerwoną brodą, wsadzoną za pas. Oboje byli uzbrojeni i zaopatrzeni na wielotygodniową podróż. Skłonili się Fili'emu.
- Gloin i Oin, do usług!
Fili odkłonił się zwyczajem krasnoludów, przedstawiając się i przepuścił gości, zabierając od nich manatki i układając je na niedużej skrzyni obok wejścia.
Gloin - potężny krasnolud obdarzony niezwykle nieprzyjaznym wyrazem twarzy od razu skierował się w stronę Thorina, by powitać go i podziękować za wiadomość. Zachowywał się w sposób niezwykle oficjalny, co tylko mogło utwierdzić pozycję króla krasnoludów. Przyjął on dalekich krewnych z radością, ciesząc się z tak szybkiego ich przybycia. Wszyscy zasiedli przy stole, przez co Fili i Kili znów mięli ręce pełne roboty.
Bo jak już wspomniałam, krasnoludy jedzą bardzo wiele i w krótkich odstępach czasu. Dwójka nowych gości może się wam wydać zupełnie nieznacznym powiększeniem się towarzystwa, jednak w przypadku krasnoludów często trzeba gotować nawet trzykrotnie więcej jedzenia na każdego głodnego, niż kiedy mowa jest o ludziach. Tak więc Kili był zmuszony pobiec do spiżarni, po zapasy zrobione na kilka kolejnych dni. Bez żalu jednak otworzył kolejną beczkę pitnego miodu, bowiem zdawał sobie sprawę, że wkrótce opuści Ered Luin i wyruszy na spotkanie przygody, z której kto wie, kiedy będzie dane mu wrócić. Już w myślach widział niekończące się puszcze, dzikie pustkowia, piękne elfickie miasta, groźne stwory czyhające na ich życie i niezmiernie nawet te wizje mu się podobały. Miał nadzieję, że wyruszą jeszcze tego samego dnia, jednak gdy zobaczył słońce znikające na dobre za horyzontem, był zmuszony powrócić z krainy marzeń i zająć się gośćmi.
Gdy wszyscy najedli się do syta, a bracia posprzątali po wieczerzy, Thorin przedstawił swój plan nowo przybyłym i zaczął wyznaczać na mapie szlak, prowadzący do Fornostu. Palcem przeciął rzekę Lhûn, wspiął się nim na góry Evendium, przeskoczył jezioro Nenuial, skierował się w dół przez most na Brandywinie do Bree, a później już głównym gościńcem do królestwa Fornostu.
- Czeka nas długa przeprawa krainami ludzi - zauważył Oin, krasnolud równie srogi, jak jego brat, obdarzony jednak niezwykle mądrym spojrzeniem, sięgającym wgłąb duszy. Był on oczytanym i rozsądnym krasnoludem, który znał się sporo na różnego rodzaju ziołach i często wiedzą leczniczą dościgał niejednego elfa. Wyraźnie nie do końca podobał mu się pomysł tej wędrówki, jednak nie na tyle, by próbować odwieść podróżników od niej lub choćby sam z niej zrezygnować.
Późnym wieczorem wszystko zostało ustalone. Bracia spakowali swoje rzeczy, a także zgromadzili zapasy na podróż i ułożyli się na prowizorycznych pryczach, odstępując swoje łóżka gościom. Kili długo jeszcze próbował zagaić coś niecoś do Fili'ego, jednak po kolejnej odpowiedzi brata nie zdradzającej zainteresowania rozmową, a jedynie chęcią uśnięcia wreszcie, mimo odczuwanego podniecenia, zamilkł i sam marzył o przygodach, jakie na niego czekają, wpatrując się w księżyc, oświetlający jego twarz.
Długo jeszcze nie zasnął tej nocy, a gdy wreszcie mu się to udało śniły mu się rzeczy, których nigdy wcześniej nie widział. Zielone lasy o drzewach wysokich tak, że ich korony ledwo widać było gołym okiem, smukłe stworzenia, ukrywające się w zielonym gąszczu oraz owady wielkie jak krasnolud lub nawet dwa.
Notatka końcowa:
Opowiadanie umieszczane jest tak??e pod adresem:
http://druzyna-debowej-tarczy.blogspot.com/
2. Niepokorny mÄ?ciwoda autor: Swiniareczka
Słońce ledwo wstało, gdy piątka krasnoludów stanęła przed niewielkim domkiem na obrzeżach Ered Luin. Wszyscy gotowi byli do wyprawy i mocowali ostatnie pakunki do obszernych, końskich siodeł. Bracia z rana wybrali się do znajomego sprzedawcy silnych i przyzwyczajonych do trudów podróży kucy i wykupili od niego dwie średniej wielkości sztuki. Teraz konie parskały na siebie przyjaźnie i rozglądały się niepewnie węsząc, że czeka je daleka wyprawa.
Fili oswajał się jeszcze z siodłem, bo mimo że jeździł wystarczająco dobrze, by utrzymać się na koniu, a nawet rozwinąć nim większe prędkości, nigdy nie ufał tym zwierzętom i wolał czuć twardą ziemię pod stopami. Z Kilim było inaczej. Jeździł konno od zawsze i tak pokochał te zwierzęta, że gdy stara szkapa wuja, na której uczył się jeździć, zdechła ze starości, długo jej los ciążył mu na sercu. To było jednak, gdy Kili był jeszcze dzieckiem. Teraz, gdy wkroczył w wiek dojrzewania, łatwiej przychodziło mu przyjmowanie do wiadomości tego typu wydarzeń i poza szacunkiem dla pracy zwierzęcia, nie miał dla niego innych uczuć.
Fili z nieukrytym rozbawieniem obserwował brata, który zniecierpliwiony krążył powolne kółka wokół kompanii, rozglądając się bacznie na boki i co jakiś czas zatrzymując spojrzenie na linii horyzontu.
- Nie zapomnij spojrzeć ostatni raz na dom, nim wyruszymy - zawołał, kłusując w jego stronę.
Thorin przyjrzał się roześmianym siostrzeńcom i zamyślił się poważnie, rozważając ponownie wszystkie za i przeciw. Z tej odległości wyglądali jeszcze jak dzieci, które gotują się do zabawy w lesie, a nie niebezpiecznej pod wieloma względami drogi. Jedynym, co uspokajało go w tym momencie, były ich umiejętności posługiwania się orężem, które zawsze niezmordowanie z nim ćwiczyli, potrafiąc podnosić się nawet po najcięższych ciosach, które spadały na nich z ręki króla.
Thorin wciąż pamiętał dzień, w którym na Belegost napadły gobliny z pobliskich jaskiń. Obślizgła plaga oblazła całą wioskę w jednym momencie i wielu górników zginęło tamtego dnia. Gdy tylko Thorin dowiedział się o niebezpieczeństwie, wsiadł na konia i pognał w stronę domu. Jakie było jego zdziwienie, gdy odnalazł jeszcze dziecinnych braci wśród odpierającej atak grupy zaawansowanych wiekiem krasnoludów. Kili strzelający z łuku i Fili, pilnujący zawsze, by żaden przeciwnik nie dostał się do jego brata. Gobliny zostały odparte i wyrżnięte do ostatniego, a Thorina rozpierała duma, gdy patrzył na ubrudzonych cuchnącą krwią braci.
Wspomniane wydarzenia wzbudziły teraz nawet uśmiech, majaczący gdzieś w brodzie krasnoluda. Schwycił on mocno wodze i dał znak do wyjazdu. Twarze braci stężały. W tej samej niemal chwili odwrócili się w stronę swojej niedużej chatki i wstrzymali jeszcze chwilę konie, nim wymieniając się pokrzepiającym spojrzeniem, ruszyli za wujem na końcu kolumny.
"Dom zostawmy za sobą, przed nami cały świat", Fili uśmiechnął się do siebie, klepiąc swoją klacz po szyi.
Podróż zaczęła się dla krasnoludów pomyślnie. Słońce często przeświecało przez niezwiastujące deszczu chmury, a wiatr nie był tak mroźny, jak to czasem bywa w tych stronach. Thorin jednak nie tracił czujności. Wiedział, że te okolice są jeszcze bezpieczne i ważył wciąż ryzyko, czyhające na nich poza granicami Ered Luin. Poza tym był markotny z przymusu kierowania się w kierunku rzeki Lhûn. Mosty, którymi musieli bowiem ją przebyć należały do elfów z Szarej Przystani, a Thorin wyjątkowo nie ufał tym istotom. Budziły w nim jakąś wewnętrzną melancholię swoimi smutnymi twarzami.
Szara Przystań bowiem oznaczała dla elfów podróż do cudownego świata, w którym mogli żyć bez groźby śmierci, jednak z jakiś powodów każda istota decydująca się na wykorzystanie tego biletu w jedną stronę, żegnała Śródziemie z ciężkim sercem. Thorin nie chciał się nad tym wiele zastanawiać, jednak kiedyś doszedł do wniosku, że mu także byłoby żal opuszczać wszystkie doliny i pagórki, do których przywykł. Serce w nim zamierało, gdy wyobrażał sobie pożegnanie widoku szczytów Gór Błękitnych... i innych pasm górskich.
Zarówno Kili jak i Fili byli zachwyceni nowymi widokami, jakie się im objawiły jeszcze podczas podróży przez kraj kopalń i hut rzemieślniczych. Nigdy nie podróżowali dalej niż za dolinę Thrama, a i tam byli zaledwie dwa razy w życiu, gdy wuj pozwolił im się odprowadzić lub udało im się wybrać z towarami płynącymi wgłąb szlaków górskich. Thorin zresztą nie lubił kiedy opuszczali rodzinne miasteczko, gdy nie było go w pobliżu. Zawsze tłumaczył im, że ich miejsce jest w kopalni i właśnie z pracy w niej powinni czerpać satysfakcję. Na nic jednak takie słowa Kili'emu, który szukał zaczepki, gdzie tylko mógł. Kochał być w ruchu, więc częściej trudnił się łowiectwem, niż rzemieślnictwem, co zapewniało mu właśnie podróże poza miasteczka i pozorne poczucie wolności. Leżąc w gospodach po drodze, bracia cicho przyznawali się sobie, że nie mogą się już doczekać sypiania pod gołym niebem, w hałasie ciemnych, nieodgadnionych lasów.
Drugi dzień podróży miał się ku końcowi, gdy krasnoludy zatrzymały się w gospodzie Pod Sękatą Wierzbą. Słońce zaszło parę kwadransów temu, a ręce podróżników niemal przymarzły do końskich wodzy, przeszywane wiatrem. Cała piątka z zadowoleniem weszła do karczmy i zakwaterowawszy się w trzech pokojach, dołączyła do towarzystwa wesoło popijającego najlepsze trunki po tej stronie Ered Luin.
- Czy mnie oczy mylą? Toż to Thorin Dębowa Tarcza! - dało się słyszeć od jednego ze stołów. Krasnolud odwrócił się i ujrzał Yazerana, swego leciwego druha i wieloletniego przyjaciela rodziny. Fili i Kili także go znali. Paręnaście lat temu mieszkał on w Belegost i opiekował się nimi pod nieobecność Thorina, jednak obowiązki i duch wędrowca odezwały się w nim i był on zmuszony szukać szczęścia na południu, zapuszczając się nawet poza Eriador. Najwyraźniej powrócił do Gór Błękitnych dość dawno, bo brzuch urósł mu znacznie, a sam krasnolud wyglądał po prostu jak leciwy, najedzony górnik, napojony kilkoma kuflami miodu, dającymi się już we znaki.
Zaraz cała kompania zebrała się wokół stołu i zaczęli gawędzić o minionych czasach, przygodach i swoich zamiarach. Bracia wpatrywali się w starszych towarzyszy, zauroczeni ich słowami, przynoszącymi na myśl odległe, zielone krainy i patrzyli, jak ci powoli upijają się miodem, snując coraz to donioślejsze opowieści. W końcu Fili odprowadził wuja do jego sypialni i sprawdził, czy pozostali towarzysze trafili do swoich łóżek.
Kili siedział na dole, dokańczając piwo i myśląc o przygodzie, jaka ich czeka. Pociągnął ostatni łyk i już miał dołączyć do wuja, odpływającego w królestwo snów, gdy obok niego usiadł Yazeran.
- Dawno cię nie widziałem chłopcze. Byłeś taki - tutaj krasnolud wskazał dłonią niegdysiejszy wzrost Kili'ego - kiedy opuszczałem Ered Luin. Pamiętam te wasze treningi z Thorinem. Bardziej wyglądało to jak linczowanie, niż pojedynek, ale dzielny byłeś - tu krasnolud zaśmiał się głośno i pociągnął z kufla, rozlewając większą część trunku na swoją długą, czarną brodę.
Kili uśmiechnął się lekko do tych wspomnień. Pomyślał, że tak właśnie zawsze musiało wyglądać to z daleka. Wiedział, że jak na krasnoluda był dość drobny, dzięki czemu szybszy, jednak nie obdarzony taką siłą... przebicia. Jak mógł równać się ze swoim wujem, który (był tego przekonany!) mógłby zatrzymać w uścisku pędzącego tura?
- Ciągle widzę bawisz się elfickimi sposobami - Yazeran schwycił łuk, przypięty do pleców Kili'ego i obejrzał go niechętnie, a po chwili puścił zupełnie, wpatrując się w krasnoluda z palącym politowaniem. - Sądziłem, że z wiekiem dobędziesz porządnej broni. Topora. Ale wciąż jeszcze najwyraźniej nie zmężniałeś wystarczająco - stary krasnolud pokręcił głowa i zdawał się stracić zainteresowanie.
Kili zacisnął dłonie, spuszczając pokornie oczy. Cieszył się, że wuja nie było w pobliżu, bo spaliłby się ze wstydu już zupełnie. Zdawał sobie co prawda sprawę z tego, że zarówno Thorin jak i inni członkowie jego rodziny, woleliby by używał czegoś bardziej męskiego. Krasnoludy słynęły z tego, że nie bały się walki, a najlepiej czuły się w jej centrum. Zwykle wpadały na wrogów, rozbijając ich szeregi potężnymi uderzeniami toporów. Zbryzgani krwią i obici zderzeniami z przeciwnikiem, wykrzykiwali głośne przekleństwa, miażdżąc ich i tnąc, co do ostatniego.
Kili nijak miał się do nich. Wszystko załatwiał z odległości, można by powiedzieć... bardziej subtelnie. Oczywiście, że umiał posługiwać się toporem i mieczem, jednak widział w łuku wiele zalet, których inni zdawali się nie zauważać. Kiedyś nawet próbował toczyć o tym dysputy, jednak szybko się zniechęcił. Starsze krasnoludy zawsze uważały to za jego dziecinny kaprys i wynaturzenie. Kili postanowił jednak kiedyś dowieść, że nawet z łukiem krasnolud może siać postrach wśród wrogów.
- Proszę nie być dla niego takim surowym. Kili to urodzony zabójca. Strzela z łuku jak niejeden elf - Fili zszedł ze schodów z grzecznym uśmiechem, majaczącym w jego jasnej brodzie. Oparł dłoń na ramieniu brata, dodając mu tym otuchy.
- A no właśnie. Elf! Powiedzmy sobie szczerze, nigdy nie będzie tak dobrym zabójcą jak ty, dziecko. Lew bitewny, tak kiedyś będą na ciebie mówić - Yazeran od zawsze darzył starszego brata sympatią. Chętnie spędzał z nim popołudnia na ćwiczeniach i pojedynkach, podczas kiedy Kili tylko przyglądał się wszystkiemu z boku. Stary krasnolud był pełen podziwu dla ilości broni, jaką Fili umiał się posługiwać. Najbardziej chyba lubił, gdy łapał on za dwa miecze wykute w iście barbarzyńskim stylu. Zawsze, gdy starszy brat ich dobywał, w Yazeranie wrzała krew i rosło serce na widok dzielnego, bezwzględnego wojownika. Nazywał go taranem lub lwem, przez sylwetkę i ciężkie ruchy Fili'ego, zmuszające każdego przeciwnika do ulegnięcia mu.
Kili raczej nie przejmował się brakiem uwagi ze strony krasnoluda, ponieważ nigdy nie zapałał należytym szacunkiem do przyjaciela rodziny. Nie zmieniało to faktu, iż słowa wypowiedziane w ten sposób tym razem zrobiły na nim wrażenie. Niegdyś unikał konfrontacji ze starszym wiekiem i wyższym rangą opiekunem i wybywał jak najdalej, podczas jego wizyt w ich domu, jednak tego wieczoru może przez piwo, uderzające mu do głowy, może przez przekonanie, że skoro wyrusza na spotkanie z przygodą, dorósł na tyle, by być traktowanym poważnie, zapałał nienawiścią do Yazerana i zeskoczył ze stołka, chwytając pusty kufel i wymierzając nim celne uderzenie w jego lewą skroń. Krasnolud przez i tak już spore problemy z równowagą, stoczył się ze stołka i uszkodziłby pewnie sobie głowę bardziej, gdyby nie Fili, który schwycił go w ostatniej chwili i upadł wraz z nim.
- Żadnych bójek w mojej gospodzie! - Kili został schwycony przez właściciela i jego syna i w trybie natychmiastowym wyrzucony na dwór. Obił się nieco o zmarzniętą ziemię i chciał wracać, by przyłożyć także synowi gospodarza, jednak mroźny wiatr wkrótce poskromił wrzącą w nim krew. Kili usiadł pod płotem gospody i ukrył głowę w kolanach, tarmosząc się za włosy. Kiedyś los ukarze go za jego popędliwość, o czym doskonale wiedział. Zawsze robił rzeczy impulsywnie i to mu tak strasznie w sobie przeszkadzało, zwłaszcza gdy w pobliżu znajdował się Thorin, spoglądający na siostrzeńca z politowaniem, właściwym ojcu w stosunku do jeszcze małego dziecka. Starał się ze sobą walczyć i teraz tłumaczył się tylko swoim honorem i piwem, którego dość sporo wypił.
- No ładnie, ale z ciebie awanturnik. Sprać tak starego Yazerana - Fili ze śmiechem usiadł obok brata i wyciągnął swoją fajkę. Za tę uwagę dostał co prawda porządnego kuksańca w bok, jednak ledwie poczuł go przez ściśle opasające go skóry. Po chwili milczenia przekazał Kili'emu fajkę. Oboje tkwili pod płotem jeszcze długo, patrząc w gwiazdy i pykając co jakiś czas dymkowe kółka, unoszące się wysoko ponad gospodę.
- To będzie krótka wyprawa, nie zdążę się nią nacieszyć.
- Kto wie, Kili, kto wie?

Gdy tylko kury na podwórku zaczęły gdakać nieznośnie i skakać na siebie z ptasią furią, bracia wyszli z gospody i skierowali się do stajni, by zaprzęgnąć konie. Sakwy zostały wypełnione zapasami na długi czas, tego wieczora bowiem, kompania miała przekroczyć granice Ered Luin i skierować się w stronę wzgórz Evendium, nie należących już do królestwa krasnoludów. Kili wyprowadził pierwszą parę kucy i przywiązał je do parkanu obok wyjścia z gospody. Gdy już chciał zawrócić po pozostałe sztuki, w drzwiach pokazał się Thorin, wpatrzony w siostrzeńca żelaznym spojrzeniem. Krasnolud nie był w stanie ruszyć się z miejsca. Wzrok wuja wbił go w ziemię i trzymał w bezruchu, kiedy Thorin zbliżał się do niego. Zanim król otworzył usta, Kili zdołał na szczęście spuścić wzrok, co jako jedyne powstrzymało go od trzęsienia się z hańby, którą sam się okrył.
- Najadłem się przez ciebie wstydu. Czy tak właśnie pokazujesz jak bardzo dojrzałeś do tej wędrówki? Bijąc i obrażając swoich zacnych opiekunów? Czy tak cię wychowałem?
- Nie, wuju - młodzieniec pokręcił głową i zacisnął dłonie w pięści.
- Patrz na mnie, gdy do ciebie mówię. Najchętniej wysłałbym cię teraz do domu - Thorin wymierzył palcem w siostrzeńca. - Ale nie pozwolę, żeby humorzasty dzieciak opóźnił wyprawę. Nie myśl jednak, że zostaniesz zupełnie bezkarny. Zrób jeszcze coś nieodpowiedniego...
- To się już nie powtórzy. Nigdy cię nie zawiodę - Kili zebrał w sobie całą siłę, jaka przy jego wuju bladła i kruszyła się i uniósł wzrok, wciąż tkwiąc w pokornej, uniżonej pozie, z opuszczonymi ramionami i głową pochyloną z szacunkiem.
Thorin wyprostował się jak struna, jednak zaraz jego sylwetka rozprężyła się, a on sam westchnął potężnie i ruszył w kierunku swojego kucyka. Kili nie poruszył się ani o krok, aż do momentu, w którym Fili podał mu wodze. Najmłodszy z kompanii - miał wrażenie, że przez całą podróż wszyscy będą postrzegali go tylko przez pryzmat doświadczenia życiowego, którego nie zdążył jeszcze nabrać. Pogłaskał swojego kuca po pysku i po chwili wsiadł na niego, doganiając wkrótce grupę i zamykając pochód. Nie śmiał już spojrzeć na wuja, a szkoda, bo może zobaczyłby jak ten co jakiś czas odwraca się i spogląda na siostrzeńca nie tylko z zimną dumą i surowością, ale także troską.
Notatka końcowa:
Opowiadanie umieszczane jest tak??e pod adresem:
http://druzyna-debowej-tarczy.blogspot.com/
3. Wie??ci ze wschodu autor: Swiniareczka
Około południa, zaraz po krótkim postoju dla napojenia koni, Thorin ujrzał z daleka wysokie postaci, ciągnące w ich stronę.
- Jakiś pochód - Fili wytężył swój wzrok, pochylając się.
- To ludzie. Mają jakieś towary. Nie dajcie sobie nic sprzedać - Thorin spotykał już nie raz tego typu wędrowne stragany, które cieszyły oczy, jednak oferowały jedynie bezwartościowe i często wykradzione gwałtem przedmioty.
Ludzie jednak nie zamierzali krasnoludom niczego sprzedawać. Byli za to wyjątkowo upodleni, chudzi i przemęczeni. Wyglądali bardziej jak cienie, niźli ludzie z krwi i kości. Każdy z wątłych chłopaczków niósł ze sobą skrzynie wypełnioną zapewne wartościowymi materiałami. Na końcu kolumny brodaty starzec, ubrany w szaty dostojnika królewskiego, poganiał cienkim bacikiem czerwoną krowę, siedząc na drewnianym wozie, na którym piętrzyło się jeszcze więcej pakunków. Co w nich mogło być? Drogocenne kamienie? Złoto? Kili nie mógł się napatrzeć temu pochodowi śmierci.
- Dokąd zmierzacie? - Thorin, zatrzymał się przed starcem. Ludzie przystanęli i na chwilę opuścili swój balast. Zgrzytnęło od prostujących się kości.
- Jedziemy z Północnych Wzgórz z przesyłką od władcy - odpowiedział szybko, nie chcąc wyraźnie wydać się krasnoludom podejrzany.
- Co namiestnik Fornostu miałby przysyłać do Ered Luin?
Kili zacisnął dłonie na wodzach, drgając lekko z ekscytacji, która zapłonęła w nim wielkim płomieniem. Niespokojnie spoglądał to na wuja, to na starca, chcąc wymówić wszystkie pytania, które gnały przez jego myśl. Przewodzący pochodu nieco jakby skurczył się pod wpływem tego pytania i strapił okropnie, co nadało jego twarzy wyjątkowo ponury i godny współczucia wyraz.
- Wszyscy, którzy zmierzają do Fornostu srogo się rozczarują. Odnajdą tam jedynie śmierć, głód i zarazę. Choroba toczy umysł namiestnika i całą tą przeklętą ziemię - pokręcił głową ze szczerym żalem.
- Co masz na myśli? - Kili nie wytrzymał i wychynął z pytaniem. Chwilę później zawstydził się swojej śmiałości, jednak widząc tylko nieznaczne zerknięcie na niego ze strony wuja, zmarszczył poważnie brwi i zacisnął wargi. Miał w nawyku przybierać w kontaktach z nieznajomymi maski powagi i bezgranicznego skupienia. Fili patrząc na niego w takich momentach, widział jak perfekcyjnie jego brat rozwinął w sobie zdolność naśladowania mimiki Thorina i jak usilnie starał się zwrócić na siebie tym jego uwagę, a także zasłużyć sobie na miłość wuja. Jemu wydawało się to niedorzeczne, ale przede wszystkim wielce zabawne.
Także teraz parsknął śmiechem, który zdusił od razu w futrze swojego kołnierza, udając kaszel. Kili spojrzał na brata z wyrzutem w oczach, ale nieco się rozluźnił.
- Namiestnik pokochał luksusy, pokochał złoto i diamenty. Teraz wszystko każe na nie wymieniać. Całe zboże, bydło, Fornost upada - najmłodszy z tragarzy, jeszcze mały chłopak, uniósł oczy na Kili'ego. W jego głosie słychać było gorycz, ale także nienawiść. Gorącą i żywą nienawiść spływającą strumieniem z jego języka.
- Tom, zamilknij natychmiast! - starzec podniósł się, zamachując się na chłopca.
- Biedni jesteście zatem, ludzie z Północnych Wzgórz. Tak się składa, że droga prowadzi nas do tego upadłego królestwa - Thorin odwrócił twarz, chcąc ruszyć dalej.
- Obyście szybko załatwili tam wasze sprawy, panie. I czym prędzej wrócili do domu.

Myśl o namiestniku nie opuściła Kili'ego do wieczora. Wciąż próbował wyobrazić sobie, jak ów namiestnik mógłby wyglądać. Widział w myślach różnej wielkości postać, przesuwającą się wśród piramid złota i diamentów. Widział różnokolorowe oczy, świecące w ciemności królewskich skarbców. Widział usta zaciśnięte, otwarte z zachwytu, cienkie, szerokie, a czasem i kobiece, które ukrywały się w brodzie lub tkwiły na bezwłosej twarzy.
Nie umiał sobie wyobrazić, jak namiestnik mógł wyglądać. Zerkał też często na Thorina, zastanawiając się, czy ludzki władca mógłby wyglądać jak krasnoludzki - dumny i potężny, ze spojrzeniem, które zmuszało serce do oddania i posłuszeństwa.
Thorin natomiast strapił się strasznie. Słyszał bowiem już wcześniej pogłoski o Fornoście, w którym panowała śmierć. Trucizna rozlewała się bowiem po tamtejszych ziemiach, kąsając niegdyś urodzajną glebę i powalając najsilniejsze osobniki z gatunków żyjących w tamtejszych lasach od niepamiętnych wieków. Słysząc o Balinie, zamieszkujący owe ziemie, pomyślał że ponure wiadomości z tamtejszego obszaru to jedynie plotki, jednak teraz poczuł niepokój i poważnie zastanawiał się nad kontynuowaniem wędrówki.
- Rozbijamy obóz. Most znajduje się parę godzin stąd. Zachowajmy odległość podczas nocy - odezwał się nagle i zatrzymał konia. - Fili, rozpal ogień. Kili, pierwszy trzymasz wartę. Nie chcę, by jakieś elfy zaskoczyły nas w nocy.
Mówiąc to Thorin wpatrzył się w najmłodszego z towarzyszy, przeszywając go wzrokiem na wskroś. Kili'emu krew w żyłach zmroziło i przez chwilę nie śmiał nawet drgnąć.
Wieczorem krasnoludy spożyły mniejszy posiłek niż zwykle, co nie było dla starszych niczym nowym, a dla młodszych niczym istotnym.
Kili i Fili bowiem byli niesamowicie podekscytowani perspektywą pierwszej nocy spędzonej pod gołym niebem. Kili czuł się odważny i dorosły jak jeszcze nigdy, bo wuj dał mu od razu tak odpowiedzialne zadanie. Nie mógł co prawda wiedzieć, że te ziemie są zupełnie bezpieczne i jedyne, co mogłoby zakłócić spokój kompanii, to zabłąkany, przestraszony dzik, ale w tej niewiedzy żyło mu się zupełnie dobrze. Zjadł niewiele i od razu udał się na obrzeże obozowiska, wdrapując się na niskie drzewo. Chwycił fajkę Fili'ego, wykradzioną podstępem i zapalił, zadowolony z warunków panujących tamtej nocy.
Była to bowiem wczesnoletnia noc, spokojna i cicha, idealna, zwiastująca udaną wyprawę i masę bajkowych przygód, o których marzył od dziecka. Pykając dymowe okręgi, patrzył jak obóz powoli pogrąża się we śnie.
- Coś cię martwi - Oin poprawił tobołek pod głową i zerknął w stronę Thorina, leżącego na wznak. Król miał oczy wlepione w niebo, a dłonie zaciśnięte na materiale drapiącego koca.
- Fornost spowił mrok. Nie wiem, czy jest tam, czego szukać. Balin jest mądry. Wyniósłby się z miasta, gdyby groziło mu niebezpieczeństwo. Chyba, że wpadł w tarapaty.
- Martwisz się o dzieciaki. Po co ich zabrałeś? Przecież wiedziałeś o tym, co wszyscy mówią...
Thorin zmierzył Oina spojrzeniem i odwrócił się od niego, przerzucając się na bok z westchnieniem.
- Wejdziemy do dawnego królestwa i wydrzemy naszych nawet najgorszemu przeciwnikowi.
- A co, jeśli ten przeciwnik okaże się zbyt potężny?
Thorin zastanawiał się długo, nim zdecydował się odezwać.
- Wtedy ich odeślę. Są jeszcze młodzi i całe życie przed nimi. Nie pozwolę, by mojej rodzinie coś się stało.

- Kto to? - Kili schwycił miecz, przypięty do boku i wpatrzył się w postać, wyłaniającą się z krzaków. Fili zaśmiał się na widok próbującego przybrać groźną minę brata i ułożył koc pod drzewem.
- Fili, ja dziÅ› pilnujÄ™...
- Przecież nie chcę ci psuć zabawy, marudo. A teraz oddawaj - wyciągnął dłoń po swoją fajkę. Kili niezbyt zadowolony z obecności brata, podał mu pachnącą świeżo palonym zielem fajkę i skulił się na gałęzi, splatając ramiona na piersi.
- Strasznie tu głośno, nie mogę spać - Fili wypuścił z płuc potężną obręcz dymu, która poszybowała aż do Kili'ego. - Ci ludzie dzisiaj wyglądali dziwnie...
- Co masz na myśli? - Kili spuścił nogi z dwóch stron gałęzi i pochylił się, by spojrzeć na brata. Fili zamyślił się.
- Gdzie była ich duma i honor, każdy człowiek, którego spotkałem zawsze nią wręcz emanował.
- A kiedy ty mogłeś spotkać jakiegoś człowieka? - Kili zaśmiał się drwiąco i poprawił na drzewie, czując jak nogi mu drętwieją.
- Kiedy ty biegałeś po lasach i polowałeś na zajączki, ja pomagałem wujowi przy handlu z ludźmi i elfami. Nie wiedziałeś? - Fili z uśmiechem uniósł oczy i wpatrzył się w stopy brata, dyndające parę metrów nad jego głową.
Kili nie wiedział. Nie miał o tym pojęcia, dlatego teraz poczuł się oszukany. Podczas kiedy on starał się jak mógł poznawać daleki świat, jego starszy brat bez starań go doświadczał.
- Złaź z drzewa. Prędzej z niego spadniesz, niż kogoś wypatrzysz.
- Przestań robić mi za matkę. Wuj zabrał mnie ze sobą, więc jestem już dorosły i powinieneś mnie traktować jak innych!
- Nie jesteÅ› jak inni. JesteÅ› moim bratem.
Kili'ego niesamowicie ta uwaga zirytowała. Mimo to zlazł z drzewa, rozprostowując nogi, niezadowolony.
- Nie znoszę jak tak mówisz. Zawsze musisz mi matkować?
- O nie, tego byś nie zniósł, uwierz mi. Tylko się droczę - Fili wymierzył bratu kuksańca w brzuch, po którym ten usiadł przy nim, spychając go częściowo z koca.
- Tylko nie zaśnij na warcie.
- Nie ma mowy. Czuję się, jakbym mógł obiec wszystkie kopalnie w Ered Luin - Kili zaciągnął się zapachem tytoniu z przyjemnością, przyglądał się kółkom czynionym przez brata i dzielnie czuwał nad kompanami, aż do momentu, gdy Thorin wychynął z krzaków od strony obozu.
- Idź spać, zmienię cię.
Kili spojrzał na brata, który zasnął z fajką w zębach, wsparty o pień. Wygrzebał ze swojego plecaka koc i ułożył się przy bracie, obserwując jeszcze przez kwadrans Thorina, siedzącego na pobliskim pniu i wpatrującego się w powoli jaśniejący horyzont.
Wyruszyli wczesnym rankiem, więc Kili walczył o to, by nie spaść ze swojego kucyka. Fili co jakiś czas dźgał go łopatą w plecy, by ten podskakiwał nerwowo, strasząc konia i wywołując śmiech brata.
- Poczekaj tylko na postój. Odegram się.
- O ile ustoisz na nogach...
Notatka końcowa:
Opowiadanie umieszczane jest tak??e pod adresem:
http://druzyna-debowej-tarczy.blogspot.com/
Utwór pochodzi ze strony http://fanfiki.tolkien.com.pl/viewstory.php?sid=396